Był sobie król…
Czy zauważyliście, że po słowach „był sobie król” wszyscy czekają na bajkę? Jakby na świecie nie było żadnych królestw i królów… Jakby o królach można było już tylko bajkowo – edukacyjnie, ale najlepiej z przymrużeniem oka. No nie wiem…
Król, którego mam na myśli, nie był prawdziwym królem, ale tak o sobie myślał. Uważał się też za wielkiego, chociaż był raczej podłej postury, odważnego, chociaż wolał podkoloryzować prawdę, a nawet skłamać, niż się narażać, i mądrego, bo bywał w szkole.
Miał właściwie tylko jeden problem: poddani nie byli idiotami. To znaczy byli, ale nie wszyscy. Mimo to, rządził sobie od niechcenia – czego nie chciał, nie usłyszał, a czego nie rozumiał, nie widział. Władza bardzo mu się podobała, bo czas mijał w miarę spokojnie, aż do chwili, gdy rozeszła się wieść, że straszny smok pożera jego poddanych. Wkurzył się, bo choć niektórych (oczywiście tych, którzy nie byli idiotami) sam by zaserwował, to jednak nie było w porządku, żeby ktoś tak bez pytania, w dodatku losowo, zjadał mu poddanych! Wydelegował posłańców, żeby zebrali wieści o żarłoku, którego postanowił przykładnie ukarać.
– Panie – usłyszał niebawem – smok rzeczywiście sieje strach, ale… jest pewien kłopot…
– Od tego mam fachowców. Mów, jakiż to kłopot!
– Otóż… Nikt smoka nie widział.
– Jest niewidzialny? – zapytał król bez cienia zdziwienia, żeby nie wyjść na głupca, który nie wie nic o smokach, na przykład tego, że dzielimy je na widzialne i niewidzialne.
Posłaniec przyjrzał mu się ze zdumieniem uszlachetnionym szczyptą podziwu.
– Możliwe – odparł ostrożnie. – Ludzie znikają, ale nie ma pewności, że za sprawą smoka. Fama głosi, że tak, fakty jednak…
– Fama?! – wpadł mu w słowo król. – Jaka fama, człowieku? Ja cię po informacje wysyłam, czekam na fakty, a ty mi z famą przyjeżdżasz?!
– Nie denerwuj się, panie – przemówił uspokajająco posłaniec, jakby zwracał się do dziecka. – Trzeba ci wiedzieć, że ościenne królestwa mają ten sam kłopot: ludzie giną, choć przyczyny nie widać. Jednocześnie wszyscy są zgodni co do tego, że to smok spustoszenie sieje. Nie pytaj mnie skąd to wiedzą. Prosty ze mnie człowiek: każą jechać, jadę; każą pytać, pytam…
Król pokręcił głową z niezadowoleniem. Oderwał się wreszcie od układania pasjansa i zaklaskał.
– Trzeba zwołać radę – powiedział, gdy zbiegli się ci, którzy zwykle przybiegają na klaskanie. – Niech stawią się wszyscy, którym płacę za to, że wiedzą to czego nie wiem – zarządził.
– Kiedy mają się stawić? – zapytano.
– Nie wiem, ale niech mi nie każą za długo na siebie czekać.
*
Kiedy w Bardzo Dużej Sali zebrało się bardzo wielu doradców, król zażądał, aby natychmiast przedstawili mu problem i plan rozwiązania.
– To nie takie proste – usłyszał. – Trzeba temat zgłębić, przyjrzeć się co robią ci, którzy zetknęli się z nim wcześniej. Tak jest bezpieczniej.
– Zgadzam się – odezwał się kolejny doradca. – To nie czas na eksperymenty.
Król rozgniewałby się niechybnie, gdyby był prawdziwym królem, ale ponieważ stał tylko na czele małego państwa, które lubił nazywać swoim królestwem, pozostawało mu przysłuchiwać się debacie z nieodgadnionym uśmiechem.
– Nie jestem pewien… – zabrał głos następny rozmówca – Jeśli dobrze rozumiem, jedyne co możemy zrobić, to właśnie eksperymentować. Przecież nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją.
– Mieliśmy. 100 lat temu i wcześniej. Prawdę mówiąc wielokrotnie…
– No, ale nie można porównywać warunków dziś, 100 lat temu i wcześniej!
– Można i nie można – wtrącił król filozoficznie.
Zapadła cisza. Wszyscy wyraźnie czekali, że rozwinie temat, że choć raz się na coś przyda. Zawiedli się jak zawsze, bo jak zawsze przestraszył się odpowiedzialności.
– Tak że ten… – ktoś nieśmiało podjął przerwany wątek – …to może, zanim coś nam wpadnie do głowy powiedzmy kmiotom, że smoków jest dużo, są niewidzialne i lepiej, żeby nikt nie wychodził z chałupy przez jakiś czas.
– O, super pomysł! – podchwycił ktoś inny z radosną ulgą.
– Ależ panowie! – rozległ się okrzyk z przeciwnej strony Bardzo Dużej Sali. – Nie traktujmy ludzi jak idiotów! Już sam nie wiem: zagrożenie jest i chcecie ocalić ludzi, czy tylko udajecie, że się o nich troszczycie, ale zagrożenia nie ma?
– A jest?!
– No przecież ludzie znikają!
– Masz pewność, że to smoki?
– Okoliczności na to wskazują…
– Ale smoki zawsze zjadały ludzi! Weź zajrzyj do statystyk!
– Ale nigdy aż tylu na raz!
– To może ich naprawdę jest dużo? Skąd pewność, że to jeden smok?
– To się ustali. Sam jednak widzisz, że zagrożenie jest i trzeba ludziom kazać siedzieć w domu, prawdaaa?
– No, coś w tym jest… Tylko… jak długo?
– Dwa tygodnie! – zawyrokował nagle król, jakby się przebudził z letargu. Widząc uznanie dla tak nagłego przebłysku stanowczości, dodał: – Albo nie: cztery !
Po Bardzo Dużej Sali przeszedł Pomruk i wyraźnie zaczął mu się łasić do stóp.
– Sześć! – zagrzmiał wtedy król. – Od tej chwili! Wykonać! Kto wyściubi nos za drzwi chałupy, kula w łeb! Nie będzie ludzi na ulicach, nie będzie ofiar!
Aplauz zagłuszył prawie wszystko, a jednak usłyszano pytanie:
– Tylko… Jak wrócimy do domu?
– A po co? – odparł pytaniem Królewski Przygłupas. – Nie widzisz, że wszystko dopiero się zaczyna? Trzeba wymyślić co dalej. Przecież smoki są bardzo cierpliwe. Sześć tygodni!? Co to dla niego! Jak nie będzie miał co żreć, nażre się samym ludzkim strachem, nudą i samotnością. No, nie patrzcie tak! Wy chyba nic nie wiecie o smokach…
Jakim to talentem władać trzeba, żeby nie nazywać rzeczy po imieniu tak, by wszyscy wiedzieli o jaką rzecz chodzi!
W tym miejscu się zatrzymam, zanim zACH!wyty nad kunsztem OCH!mistrzyni literackiego dworu zawładną całym komentarzem… i powiem o jedno WIELKIE słowo za dużo…
A chciałam przy okazji bajki o czymś innym a jednak podobnym…
„Straszny Strach” straszny jest zwłaszcza dla niestrasznych ludzi. Bez względu na tzw. czasy. I nie trzeba wspinać się na najwyższą górę za sześcioma innymi…Nie trzeba stawać na palcach i wytężać wzroku, aby dostrzec „władcę” oraz „smoka” kryjących się w każdym domu. „Władcą” może być celebryta, współmałżonek, nastolatek, trzylatek lub jamnik. „Smokiem” zaś zazdrość, alkoholizm, narcyzm.
A nawet w naszej głowie siedzą tacy „władcy” i takie „smoki”…
W wielu takich przypadkach to „smok” rządzi „władcą”…
Czy w Basibajce też tak może być? Hm…
P. S. I mogłabym tak długo, ale głupio, żeby komentarz był dłuższy od bajki… Basiu! I want moooore!!!
Ha ha. Dobre. Bardzo dobre. Basiu, jesteś *Miszcz*.
Świetne. Po prostu mistrzostwo świata.