Barbara Okurowska Budrewicz

BYŁ SOBIE STRASZNY STRACH. Cz. 2. Zwyczaje potwora.

Minęło kilka tygodni. Króla intrygowała smocza aktywność. Co rusz zarzucał znawców tematu gradem pytań:

– Czy można przewidzieć atak? Czy zostawia jakieś ślady? Czy pożera w całości, razem z plecakiem na przykład?

– Nie, plecaki zostają na miejscu zdarzenia – odpowiadali specjaliści ledwo kryjąc zdziwienie, że akurat to zaprząta królewską głowę.

– A rowery?

– Te również go nie interesują…

– A gumowe kaczki?

Konsternacja smokologów sięgała zenitu, ale nie mogli zapomnieć, że to król uczynił ich ekspertami i sowicie za to wynagradzał. Musieli znać odpowiedź, nawet jeśli jej nie było.

– …akurat nigdy nie znaleźliśmy gumowej kaczki w miejscu zajścia… Tak, możliwe, że je lubi…

– Tego się obawiałem – wzdrygnął się król i dyskretnie pogładził kciukiem swoją ulubioną gumową kaczkę, którą zawsze trzymał w kieszeni. Z jakichś powodów żył w przekonaniu, że nikt nie zna jego sekretu. – Jak duża jest skala smoczej… działalności?

– Zbieramy dane. Zliczamy przerażonych i zeżartych. Nieustannie liczymy na to, że się wreszcie nasyci i opuści nasz kraj, ale wciąż nie możemy przewidzieć tego momentu… Póki co, wszystko wskazuje na to, że im więcej przerażonych dziś, tym więcej zeżartych jutro.

– Czy to nie durne? Przecież powinno być tak, że liczba przerażonych ogranicza liczbę zeżartych…

– Ale jak?!

– No… przerażony niechętnie wychodzi z domu i dzięki temu nie pada ofiarą smoka… Proste chyba?

Z ogromnym zdziwieniem usłyszał, że niektórzy poddani nie stosowali się do surowego zakazu opuszczania domów. Zwykle wychodzili z zapadnięciem zmroku. Strażnicy bardzo sumiennie patrolowali ulice, skwery, przydrożne rowy, a nawet place zabaw. Królowi było bardzo przykro, że mieli aż tyle pracy przez niesubordynację poddanych. Tym bardziej, że stróżom prawa trzeba było płacić nadgodziny, aby nie zapomnieli któremu prawu służą. Nie był zainteresowany dokładną liczbą interwencji, ale zaniepokoiło go wreszcie, że liczba niepokornych poddanych wciąż rośnie. I to pomimo faktu, że wielu nie wracało do domów. Zrozumiał, że to najlepszy moment, aby uświadomić im kto decyduje kiedy i czego się boją. Oficjalnie podawano, że smoczy apetyt wciąż rośnie.

Nic zatem dziwnego, że raport z kolejnej mijającej doby kończył się słowami.

– Panie, twoi poddani przestali pracować.

– Dlaczego?!

– Jedni boją się wyjść z domu ze względu na smoka, a drudzy ze względu na wysoką karę jaką zarządziłeś, gdyby się go nie bali dostatecznie mocno.

– Faktycznie, może mnie trochę poniosło… Co oni właściwie jedzą? – olśniło go znienacka.

– No właśnie. Tu jest pewien problem. Każda zmiana pociąga za sobą następne. Narzuciłeś surowe reguły życia i masz do tego prawo, bo jesteś dla nich jak ojciec, ale ojciec musi też zrobić wszystko, żeby wykarmić dzieci…

– Co za bzdura! Powinni być przygotowani na różne okoliczności! Poza tym nie jestem ich ojcem!

– Ale… Jak to?! Królujesz już tyle lat…

– Króluję? A gdzie korona?

Nikt nie ośmielił się powiedzieć, że w kraju, gdzie grasuje niewidzialny smok niewidzialna korona wydaje się czymś zwyczajnym. Doradcy rozeszli się w milczeniu.

Nazajutrz gruchnęła wieść o rychłej koronacji. Nikt nie wyraził zdziwienia. Poddani przyzwyczajeni do różnych rzeczy uznali być może, iż koronacja króla była równie sensowna jak kara śmierci za narażenie się na atak smoka. Tak czy owak na królewskim dworze rozpoczęto przygotowania do uroczystości.

– Przygotujcie dużo chorągiewek z moim wizerunkiem – podpowiadał dobrodusznie król. – Każdy z moich poddanych powinien ją otrzymać na pamiątkę tego wielkiego wydarzenia.

– Hmmm… – Przewodniczący Departamentu Wielkości wydawał się skonsternowany. – Nie wiem jak ci to powiedzieć, panie, ale… no cóż… musimy uwzględnić, że przybędzie ich niewielu…

– Chcesz powiedzieć, że smok zeżarł aż tylu?! – wrzasnął król.

Obecni przy tej rozmowie aż westchnęli z ulgi, bo już myśleli, że król nie ma ludzkich uczuć i obojętny mu jest los kmiotków. Nie mogli wiedzieć, że przerażenie, którego nie potrafił ukryć wzięło się skądinąd. Otóż oczyma wyobraźni zobaczył siebie opisywanego nie jako Władcę Ocalałych, lecz jako Pana Resztek Ze Smoczego Stołu.

Tymczasem w gwarze rozmów wychwycił, że z jakichś powodów smok nie pożera strażników patrolujących ulice. Ani dzieci.

– Ciekawe dlaczego?

– Możesz tego nie wiedzieć, panie, ale dzieci zazwyczaj są chude i małe, nie opłaca mu się nawet korygować lotu dla tak mizernego pożytku…

– A strażnicy? Myślisz, że smok czuje respekt? – zapytał król niemal z podziwem.

– To mało prawdopodobne, panie… Ale smokolodzy nie wykluczają, że zraża go jakiś element strażniczego munduru. Proponują, żebyś wydał odpowiednie zarządzenie. Poddani będą mieli dowód, że się o nich naprawdę martwisz, a przy odrobinie szczęścia fortel może zadziałać i na smoka…

Wniosek był nieco naciągany, ale król nie mógł o tym wiedzieć. Jego doradcy szybko zorientowali się, że nie jest wybitnym smokologiem i postanowili działać w taki sposób, aby jak najdłużej utrzymać go w przekonaniu, że znają się na rzeczy jak nikt.

– Ale… co niby miałbym zarządzić?

– Cokolwiek, byle rzucało się w  oczy i żeby chociaż trochę uwierało. To zawsze dobrze działa na lud niepokorny.

Król miał świadomość, że znów stoi przed wielkim wyzwaniem. Jego wzrok padł na Przygłupasa, który onegdaj nieco go oświecił w kwestii smoczych zwyczajów. Co prawda nie miał pewności czy nie gadał co mu ślina na język przyniosła, ale czas nie zweryfikował tych informacji na jego niekorzyść, więc w nagrodę uczynił go Szefem Wszystkiego. Przygłupas jakimś cudem zawsze był w zasięgu wzroku. Może dlatego, że nosił głupią czapkę.

– Czapka! – wykrzyknął król zadziwiając sam siebie. – Duża, różowo-żółta, z dzwoneczkami i kosmatym chwostem, który dynda z przodu, na wysokości nosa!

– Eeee… – Naczelny Smokolog nie mógł wykrzesać z siebie ani odrobiny entuzjazmu.

– Milcz! – król entuzjazmu nie oczekiwał, w tym zakresie był samowystarczalny… – I jeszcze buty: z półmetrowym, metalowym czubem i błyszczącymi ostrogami!

– Panie – odważył się wreszcie wejść mu w słowo któryś z doradców – wybacz, ale to jest bez… bez nawiązania do stroju strażników! Jak uzasadnimy taki pomysł?

– Powiemy, że smoki nie cierpią ostrego jadła doprawionego dzwoneczkami.

– Powiedzą, że to… głupie – zaryzykował ktoś, kto nie klęczał w pierwszym rzędzie.

– Więc niech nie zbliżają się do siebie na odległość mniejszą niż czosnkowy oddech, będą mniej gadać. Zresztą – król machnął beztrosko swoją królewską, wypielęgnowaną rączką – wy uzasadnicie wszystko. Możecie na przykład powiedzieć, że smokom trudniej wypatrzyć ludzi poruszających się w pojedynkę, a różowo-żółte czapki dodatkowo wzmagają ich dezorientację.

– Czy to nie pogorszy twoich notowań, panie, jeśli ludzie poczują się zdezorientowani?

– Chodzi o smoki, głupcze! A może ja się nie znam? – zmrużył oczy i powiódł spojrzeniem po Loży Ekspertów.

Smokolodzy woleliby patrzeć w bursztynowe ślepia smoka (zwłaszcza niewidzialnego!) niż w zmrużone oczy człowieka, który myślał, że jest królem, a co gorsza był nim, chociaż nie był. Dlatego jeden z nich przemówił w imieniu pozostałych:

– To bardzo sensowny pomysł, panie! Bardzo.

– A jak nie zadziała? – dobiegło z przeciwległego końca Bardzo Dużej Sali.

– To się powie, że niewidzialne smoki nie są jeszcze dość dokładnie poznane i że badania trwają.

– A jeśli to wręcz zwiększy liczbę ofiar?

– Powiemy, że to działanie uboczne, którego nie można było przewidzieć.

– Ale kolega jakby… chyba… właśnie je przewidział…

– Czyżby?! To znaczy wie, że tak będzie? Zna przyszłość?! Ma pewność?!

– No… nie… ale…

– Czyli nie wie i nie zna?

– Nie.

– Dziękuję – kiwnął głową król. – To właśnie miałem na myśli. Proszę nie zbaczać z tematu, tu chodzi o życie moich kmiotków!

„A przede wszystkim koronację!” – dodał w myślach, nie przypuszczając, że wszystko maluje się na zewnątrz. Zupełnie jakby ktoś wyświetlał film jego duszy, a z odpychającej gęby uczynił ekran.

3 komentarze

  1. Gość

    Jakie to prawdziwe… i na czasie.

  2. Internauta

    Bajka jak bajka. Jak się uprzeć to nawet kopciuszka, świniopasa, tomcia palucha i gdzie jest Nemo dopasujesz. Że 'o dwóch takich…’ nie wspomnę. Lubię… Pozdrawiam 🙂

  3. Ela

    Bajka prawdziwa. Bardziej, niż inne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *