Barbara Okurowska Budrewicz

BYŁ SOBIE STRASZNY STRACH. Cz. 3. Polaryzacja normalizacji.

Przygotowania do koronacji nabierały rozpędu i kształtu. Królewskie serce pęczniało z dumy i radosnego oczekiwania. Nic dziwnego, że na tej fali wezbrała w nim sympatia do poddanych. Przed królewskie oblicze natychmiast wezwano jednego z ministrów.

– Co dobrego słychać w świecie statystyki kreatywnej, panie ministrze? – zaczął jowialnie prawie koronowany władca.

Nie trzeba być ministrem ani nawet wiedzieć z czym wiąże się przymiotnik na„k”, żeby wiedzieć jak się odpowiada na tak postawione pytanie.

– To zależy czego dziś oczekujesz, panie – odparł zatem minister.

– Żartowniś! – pogroził mu palcem król. – Wiesz doskonale, że zawsze oczekuję dobrych wieści.

– Oczywiście, oczywiście – przytaknął minister. – Nie chciałbym jednak, panie, zanudzać cię nadmiarem spraw… Czy mógłbyś mnie oświecić, jakie wieści są dziś dla ciebie dobre?

Król podrapał się w swoją idealnie okrągłą głowę i pomyślał o koronacji.

Następnie o smoku.

I znowu o koronacji, ale bez publiczności.

– Chciałbym wreszcie usłyszeć, że smoka już nie ma, albo że stracił apetyt… czy coś… – machnął ręką, jakby dawał ministrowi sygnał, że może bezpiecznie spuścić swoją kreatywność ze smyczy.

Minister poczerwieniał, odchrząknął, przestąpił z nogi na nogę i zatarł dłonie.

– A więc… – zaczął, nie spuszczając oka z królewskiej twarzy, aby na czas rozpoznać każdy grymas. – Wszystko wskazuje na to, że smok się trochę nami znudził. Trochę. Myślę, że ludzie mogą wrócić do pracy. Na wszelki wypadek nie wszyscy. Powiedzmy, że… połowa z nich. Gdyby smok znowu zaczął, zostanie ci co najmniej połowa poddanych… Albo i więcej! – wykrzyknął nagle, widząc, że królewskie brwi mają się ku sobie. – Wystarczy, że będą nosić głupie czapki z chwostami. Długie czuby nie wydają się konieczne, zwłaszcza, że (ale tego nie mogłeś oczywiście przewidzieć!) utrudniają, a nawet uniemożliwiają ucieczkę…

– Połowa, mówisz… – zamyślił się król, całkowicie ignorując fakt, że kontrowersyjną decyzją prawdopodobnie naraził część poddanych na coś niemiłego. – Ale kto? Fryzjer czy krawiec? Nauczyciel czy medyk? Kto?

Minister zrozumiał, że nic tu po jego kreatywności. Szybko rozgrzeszył się w duchu, że statystyka jest od analizowania danych po fakcie. Ich tworzenie postanowił zostawić innym. Niepostrzeżenie schował się za plecami Przygłupasa, który właśnie nadszedł i z właściwym sobie zapałem zawołał:

– Mam pomysł! Czas na powrót do normalności! Ale ponieważ gospodarka i tak leży, a głód niebawem zajrzy wszystkim w oczy, pozwól wrócić do pracy tym, którzy są najbardziej niezadowoleni z twoich starań albo mówią, że to nie czas na koronację, a nawet uważają, że korona ci się nie należy.

– Są tacy?! – zdziwił się szczerze król.

Wśród obecnych nastąpiła natychmiastowa polaryzacja – jedni z trwogą pomyśleli o widmie głodu, drudzy o zuchwałości kmiotków wygłaszających swoje zdanie na temat koronacji.

– Owszem, panie – odparł Przygłupas ostrożnie.

Minister Zachowania Pozorów Wolności postanowił zwrócić większą uwagę na tego człowieka, bo istniało ryzyko, że imię nie mówiło o nim wszystkiego. W tym momencie głos zabrał jednak ktoś inny.

– Panowie, zacznijmy rozmawiać szczerze i poważnie! – zawołał mianowicie Prezes Związku Wszelkich Wyznań i Teorii. – Chodzą słuchy, że smok nie istnieje! Co wy na to?!

Niektórzy uśmiechnęli się dyskretnie. Może nawet uśmiechnęli się otwarcie, ale chwosty przesłaniające większą część twarzy nadały temu grymasowi więcej tajemniczości. Zresztą, gdyby się dobrze przyjrzeć, łatwo było zauważyć, że im większy chwost dyndał przed nosem, tym bardziej drwiący uśmiech pojawiał się na twarzy. Z oczywistych względów każdy, kto nosił głupią czapkę gotów był umrzeć, aby udowodnić głęboki sens tego akurat nakazu.

– Jak można wygadywać takie bzdury?! – zdenerwował się król zapominając o królewskich manierach. – Przecież znikają ludzie, a nawet… – głos lekko mu zadrżał – …gumowe kaczki…

– Wybacz panie, ale już czas, żebyś się dowiedział, że nie ma dowodów na to, że winę ponosi smok. Czy nie daje ci do myślenia, że jest niewidzialny?!

– Ale… są świadkowie: szpitale pełne są przerażonych!

– Przerażonych. I koniec na tym. Nieliczni poturbowani przyznają prędzej czy później, że wdali się w bójkę, nadużyli alkoholu albo ziół wzmagających wydzielanie orfin…

– Czego?! – krzyknęli chórem zebrani.

– Orfin – powtórzył spokojnie Prezes Związku Wszelkich Wyznań i Teorii. – Orfiny to fenomenalne, choć nie do końca poznane substancje. Co prawda trochę przytępiają sensorykę, ale pomagają uwierzyć w siebie, zrozumieć więcej… Generalnie dają to, czego potrzebujemy. Podnoszą też nastrój i… no, wszystko, co akurat wymaga podniesienia…

– A co powiesz o zaginionych? – przerwał król, który wyraźnie nie był zainteresowany podnoszeniem czegokolwiek.

– Odnajdują się prędzej czy później. Osobiście to sprawdziłem i zamierzam ogłosić. Uczciwe dochodzenie wiele wyjaśnia: zazwyczaj okazuje się, że jedni postanowili zacząć wszystko na nowo, a inni ulegli wypadkom lub zakończyli życie z, że się tak wyrażę, niesmoczych powodów.

Król rozejrzał się po zebranych. Zrozumiał, że musi działać stanowczo i szybko – dopóki w Bardzo Dużej Sali są tylko jego ludzie. Z jednym, jedynym wyjątkiem…

– Brać go! – warknął niemal bezgłośnie.

Nie wszyscy wiedzieli, że gwardziści byli nie tylko sześć razy wyżsi od niego, ale też odbierali sygnały nadawane w bardzo niskiej częstotliwości, nawet poniżej 10 Hz. Niektórzy mieli z tego powodu wrażenie, że mundurowi czytają w myślach króla… Nie było to szczególnie trudne, bo aktualnie w jego głowie tłukła się tylko jedna myśl: „Byle do koronacji! Byle do koronacji!”.

– Wiecie co robić… – mruknął jeszcze. – A jak ktoś będzie pytał, powiecie, że niewidzialny smok go zeżarł.

Oprócz siepaczy usłyszeli go tylko ci, którzy wiedzą, że najważniejsze jest niesłyszalne dla ucha.

2 komentarze

  1. Ela

    Przeczytałam trzecią część i jestem po prostu zauroczona. Pomysłowość, wyobraźnia, humor, a przede wszystkim kunszt literacki zasługują na najwyższe uznanie. Rozumiem, że *wszelkie postacie, występujące w bajce są fikcyjne, a jakakolwiek zbieżność – przypadkowa*. To nawet nie trzeba dodawać. Rzecz oczywista. Czyta się *duszkiem* i chce się więcej. Pozdrawiam.

    • Barbara Okurowska Budrewicz

      Dziękuję. Co do zbieżności: masz absolutną rację. Co do „kunsztu” nie mnie się wypowiadać 🙂 Ale miło!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *