Barbara Okurowska Budrewicz

BYŁ SOBIE STRASZNY STRACH. Cz. 7. Challenge (bezobjawowy).

Koronacja przebiegła bezboleśnie i… bezobjawowo jakby. Może nie było porażki, ale i sukces nijaki był…

Może dlatego królewska głowa Króla sprawiała wrażenie osadzonej na jeszcze krótszej szyi, choć wydawało się to zgoła niemożliwe.

Trudno się dziwić, że Król był niepocieszony. Miał przed sobą cały dwór, który jak zawsze wstrzymywał oddech, zanim przyjął, co tego dnia jest słuszne, a co nie. Już go nie cieszył ten stan rzeczy. Równie dobrze mógł rozmawiać z leśnymi taboretami.

– Najważniejsze, że smoka wreszcie nie ma! – zagaił pewnego dnia, jakby na poprawę humoru.

– A nie ma? – ozwał się Królewski Przygłupas.

– Przecież od dawna nic o nim nie słychać. A i smokologów wśród was coraz mniej. Jak rozumiem nie są już bardzo potrzebni?

– Ci mądrale nie mogli się dogadać nawet między sobą… A poza tym chciałeś panie widzów na koronacji. To nie był moment na rozgłaszanie, że smok grasuje…

– Nie wierzę! Naraziliście kmiotów, żeby mi przyjemność sprawić?! – mlasnął Król i poruszył się, jakby sprawdzał czy tron wciąż jest tam, gdzie powinien.

Ktoś bardzo, ale to bardzo, wręcz widowiskowo niezorientowany, mógłby przypuszczać, że Króla wzburzyła niefrasobliwość sługusów. Tymczasem wystarczyło uważnie wsłuchać się w ton jego głosu i nie spuszczać oczu z uśmieszku, który wyrywał się z prawego kącika ust niczym pająk z pyska szczura, a nietrudno było odgadnąć jak wielką przyjemność sprawiła mu ta informacja.

Gdyby obserwator był jeszcze uważniejszy i gdyby posiadał komplet informacji (to bardzo pomaga nie przeoczyć najistotniejszych momentów!), w mig pojąłby, że decyzje, które sprawiają przyjemność jednym, innym ratują głowy, a jeszcze innym pomagają zaakceptować praktycznie wszystko.

– Czyli smok nadal dziesiątkuje moich poddanych?

– Nie jest aż tak źle. Może to przejściowe, ale na razie nie jest bardzo… natrętny.

– Czy to znaczy, że ludzie mogą już chodzić bezpiecznie?

– Tak. To znaczy… względnie bezpiecznie. Wracamy jednak do głupich czapek. Nie stwierdziliśmy co prawda, że jakoś odstraszają smoka, ale też nie ma dowodów, że nie. No i zalecamy poruszanie się w większych grupach, bo zauważyliśmy, że wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, chętniej atakuje tych zbyt… samodzielnych.

– Przecież ludzie i tak się rozpierzchną, kiedy ktoś ulegnie panice.

– Dlatego skuwamy ich łańcuchami.

– Łańcuchami?!

– Ale to dla ich dobra, panie! I tylko w niektórych sytuacjach. Na przykład kiedy zachowują się zbyt głośno. To konieczne, żeby zapewnić im bezpieczeństwo, bo nie da się wykluczyć, że hałas wzmaga prawdopodobieństwo przyciągnięcia potwora.

– Jaka jest średnia dzienna liczba ofiar?

– Od jednej do kilkunastu w stolicy, a w kraju… różnie. Zależy czy zachowują środki ostrożności.

– To nie jest średnia! – warknął z naciskiem Król, chyba też z naciskiem na kaczkę[1]. – Na podstawie takich danych nigdy nie podejmiecie decyzji czy jest bezpiecznie i czy na przykład dzieci mogą wrócić już  do PUPI[2]?

– Owszem. Dlatego Minister Odleczenia… jak by tu rzec… wymaga leczenia, a Naczelny Pogromca Niedorosłych Kmiotków[3] zostawił decyzję w rękach treserów niższego szczebla.

– Przecież to spowoduje bałagan! Może być taka sytuacja, że jedni pójdą do PUPI, a inni nie?

– Naturalnie! Sytuacja jest nieprzewidywalna. Być może rozwojowa.

– Czy to znaczy, że może dojść do sytuacji sprzed kilku miesięcy, kiedy kmioty nie mogli wyjść w ogóle ze swoich chałup? – zapytał koronowany Król patrząc z ulgą na wysokie stropy zapewniające przestrzeń i mnóstwo powietrza.

– Tak, to możliwe. Wszystko zależy od nich samych.

– Masz na myśli środki bezpieczeństwa? Czy to naprawdę działa? Czy to może zniechęcić smoka i spowodować, że po prostu przeniesie się gdzie indziej?

Zebrani, jak jeden mąż (i 0,005% żon) pochylili głowy i wbili wzrok w nagle niezwykle interesującą posadzkę.

– O co chodzi? – Król nie miał już wątpliwości: coś przed nim ukrywano.

– O te środki ostrożności… Zalecenia są jasne, ale oni… wciąż nie pojmują, że wystarczy nieco skorygować myślenie, słuchać poleceń, nie czytać niewłaściwych książek, nie słuchać niewłaściwych ludzi, nie wychwalać innych królestw, nie szukać szczęścia w dziwny sposób… Że wystarczy chwalić króla, ciężko pracować, płodzić dzieci, a ich kształtowanie pozostawić PUPIstom, żyć po cichutku, umierać bez biadolenia na jakość odleczania chorób i… i w zasadzie tyle…

– Ale co to ma wspólnego ze smokiem?

– Nic.

Król zorientował się nagle, że ściska w dłoniach kaczkę, która już nie wydaje okolicznościowych dźwięków, lecz sprawia wrażenie, jakby była wybitnie zainteresowana co tym razem wydusi z siebie Król. Tym samym skłoniła go do zadumy, ta zaś przyniosła nowe obserwacje, które zrodziły zatrważające wnioski:

– Nie widuję was w głupich czapkach… Nie wyglądacie na przerażonych… Czy on… w ogóle istnieje?! Żądam uczciwej odpowiedzi!

– Nie.

– Jak to?! Jesteśmy zatem kłamcami?! Przecież to podważa nasz autorytet!

– Dopóki tego nie wiedzą, nasz autorytet jest bezpieczny.

– A jak się zorientują?

– Nie ma takiej możliwości. Bądź spokojny, panie. Ludzie znikają naprawdę.

– Już nic nie rozumiem. Czy wy…? – tym razem Król nie wyglądał na przyjemnie podekscytowanego.

– Ależ skąd! Panie! Ludzie zawsze znikali. To tylko kwestia odnotowania tego faktu w odpowiedniej rubryczce – natychmiast uspokoił jego obawy Minister Statystyki Kreatywnej.

– Ale przecież i tak w końcu się połapią. Nie są chyba idiotami?! Zaczną się rozglądać. Zastanawiać. Analizować. Przecież zauważą wreszcie, że nikomu nie dzieje się krzywda. W każdym razie nie bardziej niż zwykle.

– Wtedy ogłosimy nowe dane. Nikt nie potrafi ich zweryfikować. Podkreślam: nikt! Właśnie dlatego mówimy, że sytuacja jest rozwojowa. Jak zaczną samodzielnie myśleć, pytać, węszyć, zamknie się ich w domach. Z dziećmi, psami, kotami, kozami i chorobami. Dla dobra ich wszystkich oczywiście. Dwa miesiące ograniczeń nawet w robieniu zakupów i bez wychodzenia do parku czy do lasu, a zaczną tęsknić nawet za spacerem po cmentarzu…

– Przecież w końcu się zbuntują. Zawsze tak jest. To się obróci przeciwko nam – zawołał ktoś, kto być może właśnie postanowił pożegnać się z polityką, a może nawet…

– Chyba, że… – rozjaśnił się nagle Król, a jego małe oczka błysnęły radośnie. – Wtedy ktoś rzuci smokowi wyzwanie. Zorganizujemy challenge! Nikt mu oczywiście nie sprosta i wreszcie… – dramatycznie zawiesił głos. – Wyślemy rycerza. Nie musi być bardzo postawny, ale koniecznie w złotej zbroi, żeby wreszcie zrozumieli, dlaczego musimy naprawdę dużo zarabiać… No! I na jakimś fantastycznym koniu… – rozmarzył się – który wyruszy na straceńczą wyprawę i wróci z radosną nowiną. Wybawca! – wykrzykując ostatnie słowo wyprostował się odruchowo, ale szyja i tak tego nie zauważyła.

W sali rozległy się wiwaty. Bardzo Duża Sala była bardzo duża, dlatego niewielu dosłyszało, jak mruknął jeszcze:

– Wystarczy chyba selfie na tle jakiegoś chaosu, co?


[1] albo miał babola w nosie – babole czasem tak świszczą

[2] szkoły zastąpiono po prostu Placówkami Uśredniania Poziomu Inteligencji (w skrócie PUPI).

[3] Naczelny Pogromca Niedorosłych Kmiotków zastąpił jakiś czas temu EEE (Eksperta Edukacji Eksperymentalnej)

1 komentarz

  1. IB

    Jako wierny czytelnik nie mogłam się doczekać kolejnej odsłony tej sensacyjno-komediowej, a w gruncie rzeczy też dramatycznej i przerażającej opowieści. Przez chwilę myślałam, że Smok połknął samą Autorkę i klęłam w myślach, że Rycerz przybędzie za późno, a ja nawet się o tym nie dowiem, bo skoro Autorka została pożarta, to kto o tym napisze??? Nekrolog by nie wystarczył… Dziękuję, Basiu, że wróciłaś z piekielnych czeluści nieobecności i upewniłaś, że wszystko jest w normie w tej ciągle i coraz jakby nawet bardziej nienormalnej sytuacji. Jestem pełna podziwu dla kreatywności osób, które dbają o to, by nie zabrakło Ci tematów do kolejnych odcinków.

    Dziękuję i pozdrawiam,

    Kmiot i Treser Niższego Szczebla w jednej osobie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *