Nie pozwoliłaś ciszy panoszyć się zbyt długo:
– Myślę o książce, którą piszesz. O tej mojej, podobno fascynującej, historii… Nie wiem, czy to dobry pomysł… Chciałabym, żebyś mi przeczytała. Choć trochę – poprosiłaś.
– Jesteś pewna?
– Tak!
– OK. Twoja decyzja – zgodziłam się, bo też chciałam poznać twoje zdanie.
Na początku uśmiechałaś się leciutko. Potem płakałaś, ale zabroniłaś przerwać lekturę. Gdy doszłam do miejsca, kiedy to w pierwszym szpitalu lekarze odbierają nam nadzieję, byłaś po prostu oszołomiona i przerażona. Nie spodziewałam się. Ustaliłyśmy, że resztę przeczytasz kiedyś sama.
Milczałaś długo. Nie przerywałam, bo co jeszcze mogłabym dodać?
– Dziękuję – powiedziałaś wreszcie. – Ciekawie piszesz o trzymaniu za rękę. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Jeśli mam być szczera, to chyba w ogóle się nad tym nie zastanawiałam…
A ja owszem. Wcześniej myślałam, że trzymanie cię za rękę, wynika wyłącznie z niemożności robienia czegoś efektywniejszego, że uspokaja tylko mnie, daje namiastkę działania, a tak naprawdę jest jedynie przejawem bezradności. Potem przyszło mi do głowy, że to jednak coś więcej niż gest rozpaczy i na pewno nie to samo co chęć zatrzymania przy sobie kogoś, kogo jednocześnie próbujemy pożegnać. Kiedy tak trzymałam twoją dłoń – czasem wiotką, a czasem lekko odpowiadającą na mój uścisk – rosło we mnie przekonanie, że przelewam w ciebie swoją siłę, energię, wolę życia. Może to śmiesznie brzmi, ale czasem miałam wrażenie, że jesteśmy połączone pępowiną: jakby jednym strumieniem wlewało się życie, drugim uciekało to, co chciało ci zaszkodzić, przechodziło przeze mnie, wsiąkało gdzieś w podłogę albo zostawało we mnie – nieważne… Nie wiem, może coś sobie wmawiałam, ale… może właśnie o to ci chodziło, gdy mówiłaś, że nasza obecność przywoływała cię do życia, motywowała do walki, dawała poczucie bezpieczeństwa i mocy?
To jednak nie było w tej chwili najważniejsze. Nie wiedziałam co myśleć: czy dobrze zrobiłam, zapoznając cię właśnie w tej chwili z faktami, które dotąd – o dziwo! – były ci nieznane? I znów, nie pierwszy już raz, jakbyś słyszała moje myśli, odezwałaś się właśnie wtedy:
– Nie przejmuj się moją reakcją. To z zaskoczenia. Nie wiedziałam, że to tak wyglądało. Musiało wam być bardzo ciężko! – westchnęłaś i dodałaś: – Teraz zaczynam rozumieć niektóre sprawy. Wasze zachowanie, reakcje… Jestem ci bardzo wdzięczna.
Miałam wrażenie, że ten wstrząs – paradoksalnie – uspokoił cię. I otworzył. Zaczęłaś mówić o przyszłości, o swoich obawach i marzeniach. Myślę, że zdarzenia, które opisałam uświadomiły ci, jak długą i trudną przeszłaś drogę. Może nawet zrozumiałaś, że wszystko co właśnie przechodzisz zmierza w dobrą stronę? Z odpowiedniej perspektywy nawet piekło może się okazać tylko krótkim przystankiem.
– Naprawdę bardzo chciałabym już być w domu – rozmarzyłaś się. – Wiem, że jeszcze długo nie będę mogła nic robić, ale na przykład śpiewałabym Różyczce do snu. Sama mówiłaś, że ona to bardzo lubi.
– Jeszcze jak! – podjęłam temat z radością.
– Ale… jak myślisz: czy w ogóle dałabym radę? – zaniepokoiłaś się nagle. – Po tych wszystkich tracheostomiach i intubacjach na pewno mam poszarpane gardło…
– Nie zgaduj, tylko spróbuj!
Zaczęłam nucić kołysankę. Dołączyłaś niepewnie, choć przecież z nas dwóch to ty byłaś tą śpiewającą naprawdę. To ty miałaś odwagę stawać na scenie. Miałaś dobry, mocny głos i wrażliwość, która zmuszała do wsłuchiwania się w każdy dźwięk. Zawsze cię za to podziwiałam i nie wyobrażałam sobie, że mogłabyś stracić ten dar. A przecież… już tyle razy zdarzyło się niewyobrażalne. Wreszcie zaryzykowałam i zaintonowałam też piosenkę, którą zawsze śpiewałyśmy na dwa głosy. Podjęłaś wyzwanie. Popłynęła melodia – niedoskonała, nabrzmiała obawą, ale przecież rozpoznawalna i poprawna! Sama nie wiem, która z nas była bardziej szczęśliwa. Z pewnością obie odetchnęłyśmy z ulgą, bo słyszałyśmy, że twój głos brzmiał coraz lepiej w miarę jak się rozgrzewał. Jeśli czegoś ci brakowało, to oddechu. Płuca, przepona i mięśnie brzucha odzwyczajone od takich ekstrawagancji musiały na nowo przypomnieć sobie, że nie samym chlebem człowiek żyje.
To była ostatnia noc przed moim powrotem do domu. Nie byłaś senna i nie miałaś pojęcia, że za chwilę wstanie świt, a ja nie miałam sumienia zostawić ciebie z tymi wszystkimi literacko-muzycznymi emocjami. Myśl o tym, że za chwilę muszę cię opuścić, nie dawała mi spokoju.
– Widzę cię – powiedziałaś w pewnej chwili, przerywając moje użalanie się nad sobą.
– Co widzisz?
– No… ciebie, ale tak jakby… negatyw…
– Chcesz powiedzieć, że widzisz mnie w negatywnym świetle?
– Durna jesteś – odpaliłaś, a ja ucieszyłam się, że wracają ci normalne reakcje. – Przecież mówię, że „negatyw”. To znaczy ciemną skórę i białe usta. Czekaj! Znikło… teraz widzę… Czekaj, czekaj… Masz maleńki wisiorek. To ta twoja perełka, prawda? I jesteś w ciemnej bluzce z guziczkami. A guziki mają po dwie dziurki…
– Policzysz je?
– Spróbuję.
Skupiłaś się bardzo. Za bardzo, bo przestałaś widzieć – tak nagle jak zaczęłaś.
Mimo to i mimo przygnębienia jakie towarzyszyło naszemu pożegnaniu wyjeżdżałam spokojniejsza. Nie ma to jak błąd w diagnozie! Znów się okazało, że nie ma mądrych w kwestii twojego wzroku.
Czekam na Ciag dalszy pozdrawiam?!
Chcę podziękować za tę książkę. To literatura najwyższej próby. Czekam na więcej!
Wielkie słowa… Czy zasłużone? Nie mi oceniać, ale baaardzo dziękuję 🙂
Mało czytam, ale Nieubogaconych przeczytałam na prośbę Mamy, która niedawno odeszła. Rozumiem więcej. Gdyby takich prawdziwych książek było więcej to i ja bym więcej czytałą. Nie jest mi mniejsmutno, ale jakoś tak raźniej.Jakby Pani była ze mną i rozumiała wszystko co czuję.Czy Pani jest wierząca? Przepraszam, nie czekam na odpowiedź, ale to pytanie często wracało.Jednocześnie przekonałam się, że to bez znaczenia, bo ważne jest wszystko inne, nie ważne czy wiara coś pani dyktowała czy nie wiara.Tak szczerze to sama się dziwię, że po przeczytaniu Nieubogaconych przestało to być ważne,może to dlatego takie dobre ?
Dziękuję za tą książkę. Pomogła mi coś zrozumieć,a mąż przypomniał żebym to Pani powiedziała.Pozdrawiam i życzę dużo siły. Hanna
Brawo. Czytałem. Współczuję, ale i podziwiam. Czekam na kolejne tytuły.
Witam. Może nie ma PAni świadomości jak dobrze czyta się Pani teksty. Dołąćzam się do pytań o kolejną książkę. Liczę na krótki okres oczekiwania i na informację gdzie i kiedy żeby nie przegapic promocji 🙂 Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego Roku,choć jeśli wierzyć faktom Sylwester musi być dla Pani inny niż dla nas. Dziękuję za wszystkie opowieści choć nie mamy identycznych przekonań – magia literatury? :))
Znam trochę branżę wydawniczą, dlatego wcale się nie dziwię, że Pani książka jeszcze nie podbiła empików 😉 Wielki szacun za talent i skromność. Wiem, że aktywność na fb i prowadzenie strony nie jest najmocniejszą stroną prawdziwych artystów, ale powinna Pani coś z tym zrobić, bo inaczej Pani książki utoną w powodzi chłamu jaki zalewa rynek czytelniczy. Wiem , że to kosztuje i wiem, że warto, a w każdym razie z perspektywy czytelnika warto na pewno 🙂 Gratulacje dla wszystkich, którzy Panią wspierają, widać, że przyciąga Pani sobie podobnych (no chyba że jest na odwrót, ale tak czy siak jest na co popatrzeć, co poczytać i czego posłuchać – naprawdę jesteście z Mazur!?!) Pozdrawiam i czekam co jeszcze wymyślicie.
Dzień dobry. Pani Barbaro, bardzo proszę o informację gdzie można kupić Pani książkę pod tytułem „Utkana z wrażeń i snów”. Czy jest jakiś powód, że nie zamieszcza Pani informacji na jej temat na swojej stronie? Na pewno nie jestem jedynym zainteresowanym. Znam Pani teksty z innych stron, nawet te pisane pod pseudonimem :)) – oczyma wyobraźni widzę zbiorek…
Uwielbiam Pani styl. Tak trzymać! Mam nadzieję, że nigdy nie zacznie Pani pisać kryminałów.
Z poważaniem JM
To znowu ja. Obawialiśmy się o Pani zdrowie, bo nie doczekaliśmy się żadnej odpowiedzi, no i jakoś mało dzieje się na stronie ale po wpisie na temat pewnego balu i koncertu [naprawdę Panią śledzimy :))] wnoszę, że wszystko jest w porządku.
Pozdrawiamy – Jerzy i Matylda M.
Czy to prawda, że szykuje sie promocja kolejnej książki?
To zdecydowanie jedna z moich ulubionych stron, ubolewam, że tak rzadko aktualizowana. A zaczęło się od „Nieubogaconych” – intrygujący tytuł, niezwykłe ujęcie tematu, a właściwie setki tematów.Czekam na jakieś turnee autorskie choćby po naszym województwie. Bardzo proszę o zamieszczanie i nformacji na ten temat:) DW
Proszę mi nie mieć za złe, ale kiedy mama poleciłą mi pierwszą Pani książkę, zaczęłam ją czytać tylko przez grzeczność, może ciekawość też, bo nie chciała powiedzieć o czym to jest tylko, że muszę przeczytać i tyle. Chodzi mi o 'Nieubogaceni”. Kiedyś dużo czytałam, a potem coraz trudniej było znaleźć coś sensownie napisanego i wartościowego, a mama czyta wszystko jak leci, to pomyślałam, że kolejne romansidło i to jeszcze takie grubaśne 😉 Nie umiem opisać jak mnie ta książka zaskoczyła. A potem zdobyłam „Utkana z wrażeń i słów” i znów zaskoczenie, bo nie spotkałam się nigdy z czymś takim, to znaczy z dwoma książkami, które opisują to samo, a tak inaczej i tak samo interesująco, chociaż ta druga wymaga wielkiego skupienia, żeby się zorientować w tym wszystkim zwłaszcza na początku. To jest jak test na inteligencję, ale jaka satysfakcja po przeczytaniu! Coraz bardziej niecierpliwie czekam na „Jutro przychodzi za wcześnie”, Mieszkam w Holandii a paczka idzie jakoś wyjątkowo długo. Tyle myśli mi chodzi po głowie, chciałabym z Panią porozmawiać, ale jak?