Okazuje się, że napisanie książki nie jest takim wyzwaniem, jakim jest jej wydanie. Ale i to nie wyczerpuje puli atrakcji, na jakie skazuje się autor pragnący, aby świat ujrzał jego dzieło. Zwłaszcza autor, który rezygnuje ze wsparcia wydawnictwa.

Kiedy książka ma już swój kształt, kolor, a nawet wagę, czyli staje się konkretnym przedmiotem, czas ogłosić, że oto jest!
fot. E. Brzostek
W tym przypadku byłam zdana na własną inwencję. I przyjaciół. Ponieważ to dzięki nim wydarzały się rzeczy niezwykłe (pośrednio lub bezpośrednio stali się częścią książki), prezentacja tytułu i tak musiała się odbyć w ich obecności i przy ich pomocy.
Lista gości rozrosła się tak, że musiałam znaleźć gościnne, klimatyczne miejsce, które ich pomieści. Podpowiedziano mi Lożę w Kętrzynie – obecną siedzibę Miejskiej Biblioteki Publicznej. Dyrektor i pracownicy chętnie podjęli się roli gospodarzy i byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do pomysłów Organizatorki, Anety Weredy. Nie znali jej rozmachu…

Organizatorka i jej – jakże muzykująca! – rodzina —>
fot. J. Tomczak
Organizacja wydarzenia przerosła oczekiwania zarówno stałych uczestników wieczorów promocyjnych/autorskich, jak i osób, które debiutowały w tej dziedzinie. Tak naprawdę impreza powinna nosić tytuł Bardzo Autorski Wieczór Autorski, tymczasem nazwaliśmy ją zwyczajnie, ale zachęcaliśmy niezwyczajnym plakatem:


Goście, którzy nastawiali się na spokojny wieczór literacki, być może byli nieco zaskoczeni, ale Organizatorka zadbała, żeby nie poczuli się zagubieni – każdy z nich na wstępie otrzymał swojego rodzaju przewodnik. Okazał się nadzwyczaj przydatny, ponieważ impreza toczyła się w wielu miejscach na raz…
…a Organizatorka postanowiła zaintrygować, skłonić do aktywnego uczestnictwa i dostarczyć niezapomnianych wrażeń:
(fot. M. Kleczkowski)

Wieczór niewątpliwie obfitował w miłe, czasem zaskakujące spotkania.


…ale niektórzy mieli też obowiązki:


Goście otrzymali na pamiątkę oryginalne, ręcznie wykonane przez Organizatorkę, zakładki z cytatami z książki:
(fot. A. Luszczyk)
Jednym z punktów programu było obejrzenie kilkunastominutowego filmu, który powstał trzy lata wcześniej na okoliczność koncertu charytatywnego poświęconego bohaterce „Nieubogaconych”.

Film można było obejrzeć indywidualnie, dzięki uprzejmości Państwa M. i G. Jurgiełajtisów,,
którzy zadbali o sprzęt niezbedny dla tego przedsięwzięcia.

Goście mieli również okazję wysłuchać mini koncertu w wykonaniu – jakże umuzykalnionej! – rodziny Organizatorki (Helena – gitara elektryczna i kontrabas, Hania – wiolonczela i wokal, Andrzej – gitara akustyczna) i Mikołaja (wokal).
(fot. M. Kleczkowski
Wybór repertuaru wydaje się nieprzypadkowy:


Nie zabrakło również przemówień, uścisków, słów uznania, szampana i tortu 🙂

Wracając do udziału przyjaciół w całym tym przedsięwzięciu…
Zawsze, kiedy opadnie kurz wzniecony zamieszaniem związanym z organizacją tego czy innego wydarzenia, zdumiewa mnie, że wykonano tak wiele, ale w taki sposób, jakby wszystko działo się samo – siłą rozpędu, dobrej woli, życzliwości i… miłości. Właśnie tak. Niby wiem skąd wzięły się ciasta, ale zachwyciła mnie ta chęć działania i rzetelność w spełnieniu obietnicy.
Problemy, takie jak obsługa i wyposażenie baru, jakość czy ilość sprzętu nagłaśniającego czy komputerowego, zaaranżowanie przestrzeni i opieka nad gośćmi zgodnie z wizją Organizatorki, szybko stają się po prostu dobrze zrealizowanym pomysłem.
fot. M. Kleczkowski
Jak to się dzieje? Zwyczajnie. W dobrym towarzystwie problemy są tylko ciekawymi wyzwaniami, które – nie wiedzieć kiedy – stają się wspólnym, intensywnym i pouczającym przeżyciem, zaliczanym do najmilszych wspomnień…
Jestem ogromnie wdzięczna przybyłym Gościom, Gospodarzom, Organizatorce, moim bliskim i każdej osobie, dzięki której wydarzenie miało tak niezwykłą atmosferę 🙂
Dziękuję.
Dodaj komentarz